Seria wydawnicza Literatura i Pamięć powstała w ramach szerszego ruchu przezwyciężenia kryzysowej sytuacji, w jakiej znalazła się literatura piękna w Polsce, a szerzej – kryzysu niemal całej wartościowej kultury, nazywana też wysoką w przeciwieństwie do masowej, kultury, którą budowano przez tysiąclecia, a w naszej ojczyźnie od ponad tysiąca lat. Od dawna obserwowano i opisywano wspomnianą niepokojącą sytuację, ale dopiero od niedawna pojawiły się w Polsce dość liczne zbiorowe działania mające na celu jej przezwyciężenie w przestrzeni duchowej rozciągającej się od szkolnictwa wszystkich poziomów, przez wydawnictwa, redakcje czasopism, stowarzyszenia, aż po twórcze środowiska literackie i naukowe. Nas w tym tekście szczególnie interesują prace podejmowane w sferze zbiorowego odbioru wartościowej literatury, zarówno dawnej, jak i współczesnej.
Od dłuższego czasu prawdziwa sztuka (w tym piśmiennictwo artystyczne) stawała się w krajach Zachodu, do których my Polacy kulturowo należymy, coraz bardziej obca odbiorcom – rozmiary tej alienacji stały się niepokojące na początku XXI wieku. Przyczyny były wielorakie, przypomnijmy przynajmniej te, które są ważne w kontekście powstania naszej serii wydawniczej. Najwięcej zawiniła sama literatura ostatnich dziesięcioleci powstająca pod wpływem płytkiej, antyhumanistycznej i antyreligijnej filozofii ponowoczesnej, literatura przeniknięta ideologicznymi modami, eklektyczna i często byle jaka formalnie. Powstawały i były propagowane utwory nie tylko unikające odpowiedzi, ale i przedstawiania problemów podstawowych dla ludzkiego istnienia indywidualnego i zbiorowego, utwory programowo pozbawione odniesień do sfery sakralnej, nie nawiązujące dialogu z dorobkiem przeszłości.
Masowo produkowano i reklamowano teksty literackie nie prezentujące różnorodności i wspaniałości otaczającej nas rzeczywistości, nie wywołujące silnych emocji ani egzystencjalnych refleksji, czyli utwory niewarte bezinteresownej lektury. Teksty wytwarzane po to, żeby zaspakajać potrzeby ludyczne, a może tylko rozrywkowe, ponieważ postmodernistyczne wypowiedzi artystyczne jakże są odległe od wspaniałej tradycji gier i zabaw związanych z obrzędami religijnymi, zanurzonych w świecie sakralnym i pełniących w nim wartościowe funkcje. Obecna literatura rozrywkowa jest niepodobna do dawnej sztuki ludycznej otwartej na metafizykę i transcendencję, sztuki i obyczajowości tak wnikliwie analizowanych i interpretowanych przez Johana Huyzingę, Michała Bachtina, Rogera Caillois i licznych religioznawców.
Wielka literatura przeszłości była z ogromnym nakładem środków „dekonstruowana” i mam na myśli nie tylko nurt literaturoznawstwa tak określany, lecz wszechstronne działania zwolenników nihilistycznej rewolucji kulturalnej szerzącej się w cywilizacji euroatlantyckiej od kilkudziesięciu lat. Fundamentalne dzieła ogólnoludzkiej tradycji przedstawiano jako elementy represyjnej, antywolnościowej cywilizacji rozmaicie określanej: patriarchalnej, kolonialnej, europocentrycznej, rasistowskiej, nietolerancyjnej i prześladującej mniejszości… Większość zarzutów była demagogicznie wyostrzona i często wzajemnie sprzeczna. Choćby kwestia mniejszości represjonowanych w dotychczasowej historii, do których zaliczano: kobiety, których było i jest trochę więcej niż mężczyzn, ludy kolorowe znacznie liczniejsze od białych ludzi, warstwy ubogie stanowiące zawsze większość ludności.
Nie zamierzam w tym miejscu szerzej zajmować się dominującymi w ostatnich dekadach teoriami. Wielokrotnie celnie polemizowano z tymi nowoczesnymi i ponowoczesnymi doktrynami. Dla moich rozważań ważny jest skutek działań ideologii i praktyki niszczącej tradycyjną kulturę, a skutkiem było zniechęcenie współczesnych odbiorców do poznawania dawnych arcydzieł i do współczesnych utworów przekazujących wartości, obrzydzenie ich, często wyśmiewanie. Dawała też do myślenia dynamika wspomnianych doktryn – piekielnie wyrafinowane dyskursy Foulcaulta, Derridy, Saida doprowadziły do zupełnie barbarzyńskiego niszczenia pomników, palenia książek i kościołów.
Współczesna literatura również została poddana działalności (anty)pedagogicznej zgodnej z kierunkami natarcia kulturalnej rewolucji. W atmosferze pewnego siebie nihilizmu powstawały utwory realizujące idee (estetyczne i światopoglądowe) wpływowych ideologii, umiejętnie popularyzowane i nagradzane. Mimo tych usiłowań utwory postmodernistyczne nie mogły stać się bliskie czytelnikom, ponieważ nie zaspakajały potrzeb związanych z poszukiwaniem sensu życia, odkrywania wartości, ukazywania nadziei także w perspektywie wieczności. Ponadto programowy brak reguł artystycznych i zanik poczucia (nawet potrzeby) piękna prowadził do obniżenia poziomu estetycznego utworów literackich, braku kryteriów oceny i zaniku wysiłków hierarchizujących fakty artystyczne.
O zaistniałej groźnej dla kultury literackiej sytuacji słusznie pisał na początku bieżącego stulecia nie poddający się w swej twórczości destrukcyjnym tendencjom Antoni Libera: „Dominuje partykularyzm. Schlebia się gustom plebejskim. Bożyszczem jest pospolitość”. [A. Libera, Błogosławieństwo Becketta i inne wyznania literackie, Warszawa 2004, s. 166.] Zniszczenie kryteriów oceny dzieł sztuki prowadziło w obszarze literatury do zupełnej dowolności, na przykład w przyznawaniu nagród darzonych dawniej prestiżem utworom przeciętnym, co podważało zaufanie czytającej publiczności do przodowników produkcji literackiej i do całej pospiesznie konstruowanej hierarchii autorytetów. Przecież nawet nieprofesjonalista, lecz ktoś, kto przeczytał dzieła klasyków polskiej lub powszechnej literatury, kto ma doświadczenie życiowe i wiedzę o rzeczywistości na poziomie rzetelnej nauki, ten jasno widział, że przyznanie Nagrody Nobla Szymborskiej zamiast Herbertowi, Herlingowi-Grudzińskiemu czy Różewiczowi było niesprawiedliwością, prawie taką samą, jak niedawne nagrodzenie przez szwedzkich akademików Olgi Tokarczuk.
Nie można pozwolić, żeby współcześni czytelnicy zostali zmanipulowani i pozbawieni kontaktu z wartościową literaturą dawną i obecnie powstającą, taki był pierwszy wniosek i cel działania przyszłych twórców serii Literatura i Pamięć: naukowych redaktorów, pomysłodawców, autorów, recenzentów, mecenasów.
Podobne zamieszanie i niepowaga panowały w krytyce zastępowanej reklamą literacką i w nauce o literaturze. U progu III RP sytuację w literaturoznawstwie przedstawił najwybitniejszy wówczas polski teoretyk literatury Janusz Sławiński, redaktor czasopisma „Teksty”: „Dyscyplina nasza osiągnęła bezgraniczny pluralizm – i bezprzykładną jałowość. Jakże teraz, wzorem dawnych ‘Tekstów’, bawić się w rozmontowywanie paradygmatów, gdy najdotkliwszym problemem jest właśnie brak miarodajnego paradygmatu? Doniosłym zadaniem stało się obecnie poszukiwanie systemu orientacyjnego, a nie dalsze pomnażanie liberalizmu i swobód interpretacyjnych”. [J. Sławiński, Trzeba grać w nowej sztuce, „Teksty Drugie” 1990, nr 1.] Ale historia nie zatrzymała się, nawet w naszym literaturoznawczym ogródku. W głównym nurcie krytyki i nauki o literaturze, w nowej „centrali” używając określenia Sławińskiego, do „bezprzykładnej jałowości” metodologicznego liberalizmu dodano w następnych latach dogmatyzm politycznej poprawności w zakresie aksjologicznym.
Połączenie poznawczej jałowości z ideologiczną nietolerancją spowodowane były głównie zanikiem ambicji (zawodowych i po prostu ludzkich) w dużej grupie badaczy literatury, prowadzącym do pokornego i bezkrytycznego naśladowania zachodnich wzorów. Rozmnożyły się i były premiowane – recenzjami, punktami koniecznymi do wykonywania zawodu, nawet nagrodami – prace napisane okropnym żargonem, stylistycznie znęcające się nad polszczyzną, schematyczne, nie poszerzające wiedzy o komentowanych zjawiskach, a co najgorsze – powtarzające tezy znacznie wcześniej opublikowane w innych krajach i językach. A przecież można było kontynuować twórczość naszych koryfeuszy wiedzy o literaturze – Juliusza Kleinera, Stanisława Pigonia, Kazimierza Wyki, Czesława Zgorzelskiego – piszących jasno, przekazujących ogromną wiedzę i pogłębiających samoświadomość wspólnoty narodowej; albo rozwijać dorobek krytyków – piszących ze stylistyczną wirtuozerią i wyobraźnią, z interpretacyjną pomysłowością – takich, jak Karol Irzykowski, Tymon Terlecki, Andrzej Kijowski, Jan Błoński lub Tomasz Burek.
Właśnie do tych wzorów pisania o artystycznym piśmiennictwie w Polsce chcemy nawiązywać w naszych publikacjach, oto kolejne zadanie stojące przed twórcami serii LiP.
Ale trzeba było znaleźć odpowiednich wydawców i sponsorów inicjatywy planowanej na wiele lat. Na szczęście nasze oczekiwania zbiegły się w czasie z przemyśleniami kierownictwa Instytutu Pamięci Narodowej. Ta niezwykle zasłużona instytucja wykonała w ciągu dwu dziesięcioleci ogromne zadanie opracowania i publikacji kilkuset tomów najważniejszych dokumentów najnowszej historii Polski oraz rozpraw naukowych analizujących zjawiska XX-wiecznych dziejów, wcześniej fałszowane, przemilczane lub niedostatecznie opisane. Ale po wykonaniu tych najpilniejszych zadań prezes IPN Jarosław Szarek i jego współpracownicy postanowili poszerzyć przestrzeń aktywności, aby uniknąć powtarzania i naśladowania własnych osiągnięć. Słusznie zdecydowali, żeby wejść na teren kultury i pogłębić perspektywę czasową o okresy, które decydująco wpłynęły na nowoczesną świadomość i działalność Polaków.
Mało jest takich narodów, jak polski, w których historia polityczna i społeczna tak silnie była związana z kulturą, zwłaszcza z literaturą. Bardzo słusznie napisali w programowej wypowiedzi pomysłodawcy naszej serii, prezes Jarosław Szarek i prof. Andrzej Waśko: „Literatura polska od zarania, a zwłaszcza od epoki zaborów aż do czasów nam najbliższych, rozwijała się w ścisłym związku z dziejami narodu – w kraju, na emigracji, na zesłaniach, w różnych obiegach wydawniczych. (…) Literatura polska jednocześnie odbija i współtworzy dzieje narodu. Dlatego seria Literatura i Pamięć przeznaczona jest zarówno dla czytelników zainteresowanych literaturą, jak i dla czytelników zainteresowanych historią”.
Oprócz IPN silnego wsparcia moralnego i finansowego udzieliła naszej serii Fundacja Rozwoju Systemu Edukacji. Tomy naszej serii adresujemy przede wszystkim do szkolnych i akademickich nauczycieli polonistyki, języków obcych i historii oraz do twórców nie tylko literatury. Ale odbiorcami książek LiP mogą być nie tylko profesjonaliści związani ze sztuką czy naukami humanistycznymi, ponieważ prezentowane przez autorów walory literackie i popularyzatorskie umożliwiają lekturę studentom, maturzystom oraz ludziom (tradycyjnie zaliczanym do warstwy inteligencji) spragnionych wiedzy o nowoczesnej literaturze, szczególnie w związku z przemianami historycznymi.
Publikacja tego typu książek naukowych stanowi również szansę dla badaczy i krytyków literatury, którzy stawiają sobie ambitne cele opracowywania trudnych, słabo rozpoznanych zjawisk kulturalnych w nowatorski sposób. Dotychczasowe paroletnie doświadczenie wykazało, że znalazło się grono wybitnych profesorów uniwersyteckich, którzy zobaczyli w ramach naszej serii możliwość przezwyciężenia społecznej izolacji i dotarcia do dużej grupy odbiorców, dzięki własnym talentom pisarskim i… wysokim nakładom tomów serii LiP. Jak w poprzednich latach będziemy też szukali młodych autorów (zaraz po doktoracie) mogących dzięki monografiom naszej serii zyskać uznanie ogólnopolskich środowisk humanistycznych i literackich. Do sukcesów zaliczamy również autorską aktywizację grona wybitnych nauczycieli szkół średnich, którzy dysponują umiejętnościami pedagogicznymi oraz badawczą wnikliwością i sprawnym piórem.
***
Nie tylko metody badawcze i styl są przedmiotem troski współtwórców serii LiP. W równej mierze kierujemy naszą uwagę na konkretne fakty i całe zespoły zjawisk literackich. Tak ważne dla istnienia i oddziaływania kultury procesy historyczne spowodowały nierównomierność poznawania, publikowania i popularyzacji różnych obszarów polskiej literatury ostatniego stulecia. Te białe i szare plamy na mapie kultury artystycznej to do niedawna przede wszystkim literatura, inne sztuki oraz nauki humanistyczne powstające na obczyźnie, od czasu II wojny światowej do odzyskania niepodległości. Była to sfera rzeczywistości semiotycznej i aksjologicznej, która nie mogła być dostatecznie przebadana na emigracji z powodu naturalnego ubóstwa społeczności uchodźczej, pozbawionej odpowiednich instytucji własnego państwa. W kraju rządzonym przez komunistów swobodne badania piśmiennictwa uchodźczego i normalna aktywność edytorska były niemożliwe. Nawet w III RP poznawanie wielkiego kontynentu twórczości polskiej diaspory było nierównomierne, pełne luk.
Moda na emigracyjną literaturę dość szybko minęła, jak wszelkie mody. Utwory tej literatury słabo zaistniały w szkolnej recepcji, wiedza o wielkim dorobku diaspory niedostatecznie funkcjonuje w zbiorowej świadomości, czego dowodem jest niemal zupełny brak uczczenia wybitnych twórców emigracyjnych nazwami ulic, placów, szkół, instytucji zbiorowego pożytku. Gdzie na przykład są w Warszawie lub Krakowie parki im. Wierzyńskiego, teatry im. Gombrowicza lub Mrożka, uczelnie im. Miłosza albo Józefa Mackiewicza? Prace naukowe koncentrowały się na kilku najbardziej znanych środowiskach oraz instytucjach z paryską „Kulturą” na czele. Wspomniana tendencja doprowadziła do wyjałowienia naukowego oraz spadku atrakcyjności komentowania i interpretowania nawet czołówki pisarzy tworzących na obczyźnie. Obok cennych nowatorskich prac o Gombrowiczu, Miłoszu, Herlingu-Grudzińskim, Giedroyciu, Stempowskim, zaczęły pojawiać się teksty przyczynkarskie lub powielające wcześniejsze rozpoznania.
Ale (ideologiczne?) uprzedzenia spowodowały nawet na „paryskim” terenie zaskakujące zjawiska. Czołowy pisarz publikujący w Instytucie Literackim kierowanym przez Jerzego Giedroycia, wspaniały prozaik Andrzej Bobkowski, czekał kilkanaście lat na wydanie w kraju podstawowych dzieł i jeszcze dłużej na syntetyzujące ujęcia twórczości, takie jak zbiorowy tom Andrzej Bobkowski wielokrotnie. W setną rocznicę urodzin pisarza, pod red. A. S. Kowalczyka i M. Urbanowskiego, Warszawa [2014] i obszerną monografię Macieja Nowaka Na łuku elektrycznym. O pisaniu Andrzeja Bobkowskiego, Warszawa 2014. A cóż mówić o czołowych twórcach innych środowisk emigracyjnych. Kilka zdumiewających i karygodnych przykładów. Zebrane poezje Kazimierza Wierzyńskiego wydrukowano w końcu 2021 roku, tak więc jeden z największych poetów w XX wieku doczekał się spełnienia elementarnej powinności ponad 30 lat po upadku PRL! Jeszcze gorzej wygląda istnienie w wolnej Polsce wspaniałego dorobku Józefa Mackiewicza, którego dzieła do dziś są nieobecne w księgarniach i większości bibliotek, który jest znany i doceniany jedynie w środowisku pisarzy, badaczy i krytyków literackich!
Dość słabo i tendencyjnie omawiana była literatura opozycyjna z czasów PRL, szczególnie dotyczy to lat stanu wojennego, który w kulturze trwał do początku 1989 roku. Tendencyjność badań w okresie schyłku rządów marksistowskich, a potem wpływy postmodernizmu, doprowadziły do deprecjacji literatury lat osiemdziesiątych, wyrazistej moralnie i realistycznej; politycznej w najlepszym sensie tego pojęcia (ukształtowanym w tradycji antycznej i chrześcijańskiej), czyli jako troski o sprawy zbiorowe, o wspólne dobro. W ten sposób powstała „czarna dziura” w naszej wiedzy o najnowszych procesach przemian kulturalnych.
Dlatego w pierwszym okresie działalności serii Literatura i Pamięć powstały teksty (samodzielne monografie lub szkice w zbiorowych tomach) poświęcone poecie debiutującemu w wolnym, pozacenzuralnym, tzw. drugim obiegu (Wojciech Kudyba o liryce Jana Polkowskiego), pisarzowi tworzącemu w osamotnieniu na emigracji (Kazimierz Maciąg o Józefie Mackiewiczu). Wśród pierwszych publikacji znalazła się również książka o dużym zjawisku dotąd słabo opracowanym, czyli monografia Macieja Urbanowskiego analizująca zbiór utworów traktujących o wojnie polsko-bolszewickiej. Ukazały się też nowe odczytania utworów zaliczanych do klasyki naszego piśmiennictwa, dawnej i nowej – monograficzna książka Wojciecha Gruchały o Żeromskim oraz eseje Marzeny Woźniak-Łabieniec o poezji Jarosława Marka Rymkiewicza, Antoniego Buchały o Madame Antoniego Libery, Wojciecha Kudyby o liryce Wojciecha Wencla i niżej podpisanego o opowiadaniu Olgi Tokarczuk poświęconym początkom wojny polsko-jaruzelskiej; wymienione prace wydrukowano w zbiorowym tomie Dzieje najnowsze w literaturze polskiej… pod redakcją Antoniego Buchały.
Ale wyjątkowym cyklem książek, wydanych w ramach naszej serii są monografie pisarstwa najwybitniejszych postaci historii Polski (i nie tylko) w XX wieku, którzy nie byli „zawodowymi” literatami: Józefowi Piłsudskiemu, Prymasowi Tysiąclecia i Karolowi Wojtyle-Janowi Pawłowi II. Niżej podpisany miał łatwiejsze zadanie, gdyż Karol Wojtyła pisał wiesze i dramaty, ale dwu pozostałych mężów stanu nie łączono (słusznie) głównie z literaturą piękną. Natomiast tomy Agnieszki Kowalczyk i ks. Jerzego Sikory miały pionierski charakter, stanowiąc najobszerniejsze i najbardziej wnikliwe studia literackiego wymiaru pisarstwa wymienionych przywódców oraz wpływu sztuki słowa na działania o historycznej doniosłości. Ta nieoczekiwana trylogia przynosi pokrzepienie miłośnikom literatury, która we współczesnej epoce głębokiego kryzysu cywilizacyjnego staje się coraz bardziej marginalizowana i mało ważna. Autorzy naszej serii udowodnili, że Piłsudski, Wyszyński i Jan Paweł II odegrali dziejową rolę dzięki z jednej strony wpływowi na ich świadomość wielkiej literatury polskiej, a z drugiej strony dzięki artystycznym walorom ich pisarstwa. Trylogia o pisarzach-przywódcach narodowych i religijnych jest świadectwem głębokiej prawdy, dzisiaj zapominanej, że literatura jest nie tylko uprzyjemnieniem i ozdobą ludzkiego życia, lecz również potrafi je istotnie zmieniać.
Żywotna inicjatywa kulturalna musi się rozwijać i poznawczo wkraczać na nowe obszary. Nowymi zadaniami naszej serii będzie napisanie monografii ponadindywidualnych, dużych zjawisk literackich, słabo dotąd rozpoznanych, a więc publikacji szczególnie potrzebnych w reformowanej oświacie w Polsce i w procesie umacniania narodowej tożsamości Polaków.
Takimi tematami, najcenniejszymi w perspektywie poznawania i upowszechnia wiedzy o współczesnej (szeroko rozumianej) kulturze polskiej są między innymi tomy (indywidualnego lub zbiorowego autorstwa) poświęcone kluczowej tradycji romantycznej, nurtowi przedstawiającemu tematykę rewolucji (jednego z podstawowych zjawisk XX-wiecznej historii), poezji okresu II wojny światowej, a także rozległym zjawiskom od wielu lat komentowanym, lecz pozbawionym ujęć syntetyzujących – tzw. literaturze katolickiej i piśmiennictwu emigracyjnemu. Należy życzyć autorom twórczego powodzenia, a czytelnikom lektury przyjemnej i pożytecznej.
Seweryn Goszczyński był niewątpliwie dzieckiem swojej epoki – poetą wyrastającym z romantycznych ideałów wolnościowych i demokratycznych, człowiekiem podziemia, belwederczykiem, powstańcem listopadowym, odkrywcą fenomenu polskich Tatr, wreszcie wyznawcą idei Koła Sprawy Bożej Andrzeja Towiańskiego. O skomplikowanych losach autora Zamku kaniowskiego opowiada Janina Rosnowska w swojej wydanej niemal pół wieku temu biografii polskiego romantyka z Ukrainy (Goszczyński. Opowieść biograficzna, 1977). Wyłania się z niej odtworzony z antykwaryczną dokładnością i literackim talentem złożony portret poety i spiskowca, którego cała egzystencja skupiała się na dążności do czynu, do przeobrażenia rzeczywistości historycznej, a zarazem koncentrowała się na nieustannym procesie twórczym. W efekcie tych ideowych poszukiwań powstawały dzieła ambitne i oryginalne, wypływające z dążności do wstrząsania polskimi duszami (tzw. liryki humańskie), mówiące o doświadczaniu historii i jej tragicznym wymiarze (Zamek kaniowski, Król zamczyska), o wpływie metafizycznej strony istnienia na ludzką kondycję (kreacja Nebaby w Zamku kaniowskim), o potrzebie budowania wspólnoty narodowej i dojrzewaniu do czynu wolnościowego (Sobótka – fragment nieukończonego poematu Kościelisko), o starciu wolności z despotyzmem i ostatecznej zagładzie tyranów (Proroctwa księdza Marka).
Goszczyńskiego bez wątpienia można uznać za indywidualność poszukującą i podlegającą wewnętrznym przeobrażeniom, czego dowodzi najlepiej książka Danuty Sosnowskiej Seweryn Goszczyński. Biografia duchowa (2000), pozostająca do dziś najnowszą publikacją poświęconą autorowi liryków humańskich. Swą szczególną wartość zawdzięcza ona nowatorskiemu ujęciu tematu, jakim staje się duchowa ewolucja twórcy Króla zamczyska, czemu towarzyszy dogłębna analiza przemian jego świadomości. Głównym zamierzeniem badaczki stało się ukazanie postaci Goszczyńskiego jako człowieka, który, usiłując zrealizować „utopię scalenia tego, co prywatne z tym, co publiczne”, poszukiwał odpowiedniej koncepcji, która pogodziłaby jego dążenie do własnej samorealizacji z potrzebą solidarnościze wspólnotą i wysiłkiem zmierzającym do przemiany świata.
Istotą wewnętrznych poszukiwań Goszczyńskiego, mających przynieść mu poczucie sensu istnienia, był nieustanny proces konfrontowania wyznawanych ideałów – utożsamianych kolejno z mitami Natury, Ojczyzny i Religii – z zastaną rzeczywistością. Za każdym razem konfrontacja ta prowadziła do przezwyciężenia mitu, przynosiła ból i rozczarowanie, wiązała się z porzuceniem złudnych nadziei i dalszymi próbami odkrywania nowych wartości porządkujących duchowy świat poety.
W pierwszym swym wcieleniu Goszczyński to kontemplator kosmosu i rewelator tajemnic Natury, który postrzegał ją zgodnie z romantyczną filozofią idealistyczną jako żywy organizm i harmonijną jednię – odbieraną zmysłowo i posiadającą swój głęboki, metafizyczny wymiar. Ład oparty na doskonałości natury zburzyło jednak odkrycie Historii. Odtąd Natura zaczęła się poecie jawić jako samowystarczalna i niepotrzebująca człowieka, który ją admiruje, obojętna na ludzkie niepokoje i nieszczęścia. To odkrycie pchnęło go z kolei w stronę ideału wolności, który wyłaniał się już z opowieści jego ojca, dawnego żołnierza Tadeusza Kościuszki. Goszczyński, wychowujący się w blasku legendy Naczelnika, uznał wolność za wartość najwyższą, która „nie jest nauką, lecz potrzebą moralną duszy”. Wychodził z założenia, że „Polsce mogą służyć tylko ludzie wolni” i że „sens historii polega na urzeczywistnieniu się wolności”. Dlatego też walkę Polaków o niepodległość postrzegał nie tylko w kategoriach narodowowyzwoleńczych, ale też jako walkę wolności z despotyzmem, którego wcieleniem była polityka rosyjskiego zaborcy. Potęgujące się w młodym Goszczyńskim uczucia patriotyczne i niestłumione niczym pragnienie „poprawiana świata” nakazywały mu opuścić prowincję, by znaleźć się w Warszawie – w centrum znaczących dla narodu wydarzeń, gdzie wstąpił do tajnego Związku Wolnych Braci Polaków (1820). I w tym też kręgu działaczy konspiracyjnych, jak przekonuje Danuta Sosnowska, idea Ojczyzny stała się dla niego warunkiem i gwarancją ładu, bo „porządek świata (metafizyczny, moralny, społeczny) wymagał istnienia wolnej Polski. W ten sposób patriotyzm stawał się nie tylko reakcją emocjonalną, ale także rodzajem światopoglądu”.
Aktywizm życiowy Goszczyńskiego, jego dążność do czynu, znajdują swe pełne urzeczywistnienie w czasie powstania listopadowego. Historia zyskiwała dla niego wymiar teofanii, wierzył w to, że zarówno on, jak i inni uczestnicy narodowego zrywu, zdolni są czynnie ją tworzyć, a więc w akcie walki wcielać boską sprawiedliwość w porządek świata. Równocześnie jednak, podczas pamiętnej nocy 29 listopada 1830 roku, ten „poeta krwi i błota”, którego wzywające do zemsty liryki humańskie ówczesna młodzież znała na pamięć i który zyskał sobie poetycką sławę jako autor Zamku kaniowskiego, stanął oko w oko ze śmiercią i to śmiercią wroga (m.in. generała Gendre’a, który zginął podczas ataku na Belweder), co stało się dlań przeżyciem traumatycznym i ukazało rozdźwięk między poetyckim wyobrażeniem śmierci w walce a rzeczywistym doświadczeniem „okrutnej i bolesnej konkretności umierania”. Danuta Sosnowska zauważa, że „wcześniej Goszczyński, mitologizując wroga, widział w nim abstrakcyjnego Arystokratę, Zdrajcę, Rosjanina. Czyli typ, nie osobę. Generał Gendre, który bał się umierać, nie był abstraktem, lecz konkretem”, stąd, jak podkreśla badaczka, „zamiast Heroizmu, Gniewu, Sądu będzie strach, ból i zdumienie. Każdy szczegół tego widowiska poeta zapamięta do końca życia”. Z kolei udział w powstańczej bitwie pod Ryczywołem, jedynej w jakiej walczył Goszczyński z bronią w ręku, zakończy się dla niego atakiem tajemniczej febry, do której doprowadziły, jak sam wyznał, „moralne i fizyczne przyczyny”.
Te i inne jeszcze przykłady rozdźwięku miedzy ideałem a realnością świadczyć mają zdaniem Sosnowskiej o nieprzystawalności wizerunku pałającego żądzą zemsty poety-buntownika do autentycznego stanu ducha człowieka przeżywającego wstrząs psychiczny wywołany zderzeniem literackich wyobrażeń z twardą rzeczywistością. „Im bardziej literat Goszczyński rozkoszował się krwią, tym bardziej powstaniec Goszczyński musiał przeżyć widok krwi prawdziwej”, co rodziło sugestię, że „literackość paraliżowała działania realne”. W ten sposób konfrontacja poetyckiej kreacji Goszczyńskiego z jego autentycznymi przeżyciami powstańczymi prowadzi recenzentkę duchowej biografii poety, Annę Kurską do wniosku, że Sosnowska „zburzyła legendę o powstańcu Tyrteuszu, pokazując w swej książce nie herosa, ale człowieka z trudem dźwigającego doświadczenia historii – zbrodni, śmierci, chaosu… A rewizja portretu autora Zamku kaniowskiego stała się jednym z ważniejszych wątków książki”.
Kolejny przełomowy moment w biografii Goszczyńskiego stanowi jego działalność konspiracyjna w Galicji. Po upadku powstania listopadowego nie zatracił on wiary w jedność narodowej wspólnoty zespolonej tradycją, historią i duchowym dziedzictwem. I ta wiara patronowała jego dalszym poczynaniom, które służyć miały przygotowaniu społeczeństwa do przyszłego powstania. Goszczyński został zatem współzałożycielem Związku Dwudziestu Jeden (1832) i Stowarzyszenia Ludu Polskiego (1835), współtworzył także romantyczną „Ziewonię” – pismo dążące do odrodzenia polskiej kultury, dzięki twórczemu czerpaniu ze źródeł ludowych. Zdobywszy zaufanie polskich chłopów, stał się dla nich autorytetem. „Jego łatwość dogadywania się z prostymi ludźmi – zaznacza Sosnowska – była wielkim kapitałem poety. Z Mickiewiczem, Słowackim, Krasińskim dzielił on wiele idei, ale lepiej od nich poznał skromną rzeczywistość, którą idee te miały uszlachetniać. Dla wieśniaków był kimś niezwykłym: gadał ich językiem, troszczył się o ich potrzeby, w niepojęty sposób umykał policyjnym obławom”. Jednocześnie pobyt w Galicji okazał się dla Goszczyńskiego czasem konfrontacji własnego wyobrażenia o polskim społeczeństwie z jego rzeczywistym obliczem, co przyniosło rozbicie mitu jedności narodowej, bo miał on przed sobą poza zobojętniałymi na wszystko, zaskorupiałymi w swoich egoistycznych, zaledwie garstkę tych, którzy gotowi byli do podjęcia czynu narodowowyzwoleńczego. Epoka galicyjska to dla Goszczyńskiego także przeżywanie dramatu wyprawy Zaliwskiego (1833), to żal za zmarnowanym poświęceniem i zaprzepaszczonymi nadziejami na wolność, to okres wzmożonych aresztowań wielu galicyjskich konspiratorów, złamania ich życiorysów przez wieloletnią mękę więzienia bądź samotnej, samobójczej śmierci. „W biogramach spiskowców, jak podkreśla Sosnowska, powtarzają się zdania:«ujęty, zastrzelił się», „otruł się|”, «zmarł w więzieniu», «umarł podczas śledztwa», «pod wpływem bicia kijami popadł w obłąkanie», «zmarł w Kufsteinie»” Sam Goszczyński zawsze nosił przy sobie broń i zwykł mawiać, że „żywym go nie wezmą”. Wszystkie te bolesne doświadczenia rodzą w nim poczucie zwątpienia w sens dalszej pracy konspiracyjnej i wywołują wewnętrzny kryzys światopoglądowy, który wypływa z uświadomienia sobie niemożności wywalczenia tą drogą wolności dla Polski.
Jego oczekiwań wolnościowych nie spełniła też współpraca z Towarzystwem Demokratycznym Polskim, bo choć bliskie mu były głoszone przez nie ideały, zdawał sobie jednak sprawę z tego, że program demokratów idealizujących stan włościański skazany jest na klęskę ze względu na nierealność szybkiego pozyskania chłopstwa dla sprawy polskiej.
W tej beznadziejnej sytuacji, kiedy i twórczość literacka przestała spełniać swoją rolę, ponieważ Goszczyński, przeżywający wewnętrzny kryzys duchowy, nie potrafił stworzyć dzieła, w którym wskazałby Polakom właściwą drogę do wolności, nową alternatywą stał się dla niego czyn możliwy do realizacji w sferze ducha,a wiążący się ze wstąpieniem do Koła Sprawy Bożej – „szkoły duchowej” Andrzeja Towiańskiego.
W świetle rozważań Sosnowskiej epoka towianistyczna ma znacznie fundamentalne w życiu duchowym Goszczyńskiego, czego dowodem jest Dziennik Sprawy Bożej, stanowiący swoisty klucz dla zrozumienia wewnętrznych przeobrażeń poety. Tym właśnie kwestiom autorka poświęca najwięcej miejsca, poszukując odpowiedzi na pytania, jak doszło do konwersji poety i jak udało mu się wyzwolić spod destrukcyjnego wpływu sekty towiańczyków. Droga do wolności Goszczyńskiego jest więc drogą skomplikowaną, zważywszy na fakt, że człowiek, który umiłował wolność ponad wszystko i który walczył słowem i czynem o niepodległość własnego narodu, a nawet rwał się do Grecji, by wspomóc orężem zrzucających tureckie jarzmo, zatracił swą niezależność w imię poszukiwania idealnej wizji świata, jaką proponował Mistrz Andrzej Towiański. Goszczyński odnalazł jednak siłę do stoczenia walki z samym sobą, która przyniosła mu wewnętrzne wyzwolenie. Był to proces trudny, trwający wiele lat, naznaczony nieudanymi próbami odejścia z Koła Towiańskiego, a udokumentowany w Dzienniku Sprawy Bożej, dziele, które wprowadza nie tylko w arkana złożonych mechanizmów zniewalania, ale też pozwala odtworzyć drogę odzyskiwania własnej wolności duchowej.
Książka Sosnowskiej pozwala więc spojrzeć na postać Goszczyńskiego w sposób zupełnie inny niż czynili to dotąd historycy literatury, uwolnić jego postać od balastu romantycznej legendy. Pozwala widzieć w nim nie patetyczną postać poety-Tyrteusza, monolityczną i heroiczną zarazem, lecz człowieka duchowo dojrzewającego, poszukującego idei przewodniej, ustawicznie konfrontującego swój świat wewnętrzy z rzeczywistością, próbującego wyrwać się ze stanu zwątpieniu i rozpaczy, by stworzyć własny pozytywny program działań wspierający się na niepodważalnych imponderabiliach. To portret głęboko ludzki, naznaczony momentami zniechęcenia, rozgoryczenia i załamania psychicznego, portret twórcy rozdartego wewnętrznie, który nie traci jednak nadziei, walczy o siebie i swój naród, wreszcie portret poety, który „chciał tworzyć dzieła siłą moralnej perswazji, zmieniając rzeczywistość, pragnął dociec sensu polskiej historii, rozpoznać przyczyny klęsk Polaków i wskazać im drogę do zwycięstwa”.
A.K.
Literatura:
Janina Rosnowska, Goszczyński. Opowieść biograficzna, Warszawa 1977.
Danuta Sosnowska, Seweryn Goszczyński. Biografia duchowa, Wocław 2000.
Anna Kurska. „Seweryn Goszczyński. Biografia duchowa”, Danuta Sosnowska, Wrocław 2000 [recenzja], „Pamiętnik Literacki” 2003, 94/1, s. 202-211.
Joanna Stożek, Goszczyński (nie)znany. O książce Danuty Sosnowskiej „Seweryn Goszczyński. Biografia duchowa”, „Zeszyty Naukowe Towarzystwa Doktorantów UJ. Nauki Humanistyczne” 2018, nr 20, s. 155-163.
Dnia 26 listopada 2021 r. w Auxerre odbyły się uroczystości poprzedzające sprowadzenie szczątków Maurycego Mochnackiego do Polski. W upamiętnieniu polskiego bohatera wziął udział Minister Jan Dziedziczak, Pełnomocnik Rządu ds. Polonii i Polaków za Granicą.
Z inicjatywy Premiera RP oraz dzięki współpracy polskich władz konsularnych z Merem miasta Auxerre w Burgundii, Maurycy Mochnacki, krytyk literacki, historyk, teoretyk romantyzmu, publicysta, pianista, powstaniec listopadowy, powrócił do Polski. Przez 187 lat, jego szczątki spoczywały w Auxerre, w którym spędził ostatnie miesiące swojego życia.
Uroczystości rozpoczęły się na cmentarzu Saint-Amâtre, gdzie w obecności wicekonsul Anny Majdy zamknięto trumnę ze szczątkami Maurycego Mochnackiego. Następnie Minister Jan Dziedziczak oraz Mer Miasta Auxerre Crescent Marault w asyście wojskowej złożyli wieńce na grobie, w którym przez lata spoczywał Maurycy Mochnacki, a także na nagrobkach powstańców listopadowych generała Tomasza Konarskiego i majora Konstantego Parczewskiego. W upamiętnieniu polskich bohaterów uczestniczyli również Ambasador Tomasz Młynarski, Konsul RP Andrzej Szydło, attaché obrony pułkownik Marek Kurkowicz, polskie i francuskie poczty sztandarowe a także licznie zgromadzona Polonia i mieszkańcy Auxerre.
Po uroczystościach na cmentarzu, Minister Jan Dziedziczak został przyjęty przez Mera Auxerre Crescenta Marault. Minister podziękował Merowi za wielomiesięczną współpracę z polskimi władzami, dzięki której sprowadzenie szczątków Mochnackiego do Polski doszło do skutku.
Wieczorem, w kościele pw. Świętej Genowefy w Auxerres odbyła się uroczysta msza święta w intencji śp. Maurycego Mochnackiego, odprawiana przez proboszcza tamtejszej parafii Canisius Niyonsaba oraz proboszcza polskiej parafii w Troyes, księdza Wiesława Gronowicza oraz. Oprawę artystyczną zapewnił polonijny chór Piast. Po mszy, Minister Jan Dziedziczak podziękował przedstawicielom Polonii za wielopokoleniową pielęgnację polskich tradycji i kultury. Do zgromadzonych zwrócił się również Konsul RP Andrzej Szydło.
Następnego dnia polska delegacja rządowa pełniąca pieczę nad szczątkami Maurycego Mochnackiego wyruszyła do Polski. Po wylądowaniu na wojskowym lotnisku Okęcie w Warszawie, trumna z prochami polskiego bohatera została przewieziona do Katedry Wojska Polskiego. Podczas mszy świętej celebrowanej przez ks. prał. kan. Płk Bogusława Radziszewskiego, Premier Mateusz Morawiecki, ambasador Republiki Francji, delegacje rządowe oraz rodzina oddali hołd Mochnackiemu. Państwowe uroczystości pogrzebowe zakończyły się na cmentarzu wojskowym na Powązkach, na którym zostały złożone szczątki polskiego bohatera. Jego nagrobek na Powązkach jest identyczny z nagrobkiem pozostałym na cmentarzu Saint-Amâtre w Auxerre.
27 listopada 2021 o godz. 11.25 na warszawskim Okęciu wylądował samolot ze szczątkami Maurycego Mochnackiego, uczestnika i kronikarza powstania listopadowego, uznawanego za jednego z najpłodniejszych publicystów politycznych doby zaborów.
Na płycie lotniska odprawione zostały egzekwie pogrzebowe przy akompaniamencie Orkiestry Reprezentacyjnej Wojska Polskiego. Następnie jego trumnę przewieziono w asyście wojskowej do Katedry Polowej WP przy ul. Długiej. Mszę żałobną, w której wzięli udział najwyżsi przedstawiciele władz państwowych, odprawił Wikariusz Generalny Biskupa Polowego Wojska Polskiego ks. prał. kan. płk Bogdan Radziszewski. O godz. 14.30 spod bramy Cmentarza Wojskowego na Powązkach wyruszył kondukt pogrzebowy, odprowadzający jego doczesne szczątki na miejsce wiecznego spoczynku. Mochnacki spoczął w Alei Zasłużonych, w pobliżu mogił uczestników innych polskich zrywów narodowowyzwoleńczych – powstania styczniowego, powstania wielkopolskiego, powstań śląskich oraz powstania warszawskiego. Jego nagrobek, kolumna zwieńczona brązowym popiersiem, jest dokładną kopią pomnika z cmentarza w Auxerre. Uroczystości zakończyły się o godz. 15.15. Inicjatorem sprowadzenia do Polski jego prochów był premier Mateusz Morawiecki.
***
Maurycy Mochnacki (1803-1834) był nie tylko uczestnikiem i kronikarzem powstania listopadowego, odznaczonym za wybitne męstwo Krzyżem Orderu Virtuti Militari, lecz także jednym z teoretyków polskiego romantyzmu. Wśród znajomych słynął ze swojego radykalizmu i z bezkompromisowego diagnozowania przyczyn politycznych klęsk Polski. Studiował prawo na Uniwersytecie Warszawskim, z którego został relegowany w 1823 roku, z powodu przynależności do Związku Wolnych Polaków. Był członkiem sprzysiężenia Piotra Wysockiego i jednym ze współzałożycieli Towarzystwa Patriotycznego, domagającego się walki o niepodległość Polski, obrony swobód obywatelskich i przeprowadzenia reform społecznych. Po upadku listopadowej insurekcji wyemigrował do Francji, gdzie napisał „Powstanie narodu polskiego w roku 1830 i 1831”. Był niezwykle aktywnym działaczem emigracyjnym i zaciekłym wrogiem caratu. Ze względu na swoją nieprzejednaną postawę często popadał w konflikty ze starszymi działaczami Wielkiej Emigracji. Zmarł w wieku zaledwie 31 lat.
Źródło: www.gov.pl
„Na ciche wody”. Ludowy epos Ukrainy. Nakład tej książki wyniósł 300 egzemplarzy, był więc typowy dla książek akademickich, przeznaczonych dla wyspecjalizowanych odbiorców. I do takiego kręgu ogranicza się znajomość dum ukraińskich w Polsce, a raczej sama tylko wiedza o istnieniu tych utworów. Zapewne lepiej jest wśród ukrainistów, ale poloniści jeśli w ogóle kojarzą dumę to raczej z literaturą polską, jako „poprzedniczkę ballady” mając na myśli utwory Franciszka Karpińskiego (Duma Lukierdy) i Juliana Ursyna Niemcewicza (Alondzo i Helena, Duma o Żółkiewskim ze Śpiewów historycznych i inne). Arcydziełem tego gatunku w romantycznej literaturze jest bez wątpienia Duma o Wacławie Rzewuskim Juliusza Słowackiego. Z dumami kojarzą się nam również polskie „dumki” Józefa Bohdana Zaleskiego oparte na motywach ukraińskich – zapomniane, ale łatwo dostępne w Wyborze poezji Zaleskiego (Bibl. Nar. I 30). Gorzej jest z pisanymi w tym samym czasie w języku ukraińskim dumkami Tymka Padurry, którego nazwisko pojawia się jeszcze w niektórych podręcznikach i encyklopediach współczesnych.
Dumy ukraińskie nie są dziś w Polsce znane. Ci którzy coś o nich słyszeli identyfikują je na ogół z ukraińskimi pieśniami ludowymi w ogóle, co nie jest ścisłe. Chętnie zakładamy, że zapisane w pierwszej połowie XIX wieku teksty dum ukraińskich to temat wyłącznie dla ukrainistów i folklorystów. I to jest właśnie pogląd, który jako poloniści powinniśmy zweryfikować. Daje do tego podstawy wspomniany tom J. M. Kasjana „Na ciche wody”… jako dobry, reprezentatywny i dostępny dziś przekład dum, dodatkowo bardzo słusznie kwalifikujący ukraińskie dumy jako „epos ludowy”. Potrzebne jest jednak przypomnienie podstawowych ustaleń Kasjana dotyczących dum oraz pewne poszerzenie przyjętej przez niego perspektywy porównawczej i historycznoliterackiej.
Samo pojęcie dumy trafiło na Ukrainę z literatury polskiej, najprawdopodobniej dopiero w latach 20. XIX wieku, kiedy ukraińskie pieśni ludowe zaczęto spisywać i wydawać drukiem. Idąc śladami Zoriana Dołęgi-Chodakowskiego, a może i korzystając z jego zbiorów, ukraiński folklorysta Michał Maksymowicz wydał je drukiem w roku 1827 (Pieśni kozackie i dumy ukraińskie). Zbiór Maksymowicza, pt. Pieśni ukraińskie – obejmujący poza dumami pieśni żeńskie (liryczne), biesiadne i obrzędowe – był u nas podstawą rozważań Michała Grabowskiego, do których tu jeszcze wrócimy. Dumy są to ludowe rapsody epickie nawiązujące wprost do konkretnych wydarzeń historycznych lub dające się z takimi wydarzeniami identyfikować. Jak pisze Kasjan: „nie realizują jednolitego wzorca rytmicznego, ani nie układają się w strofy. Poszczególne wersy nie są jednakowo długie, lecz łączą się ze sobą w większe całości na zasadzie paralelizmu składniowego” (Kasjan, 2000, s. 4-5). Dumy wykonywane były przez lirników czyli bardów ludowych, przy akompaniamencie bandury (instrument strunowy, szarpany, odmiana liry). Podobnie jak teksty dum przekazywane drogą ustną w wielu różnych wersjach, tak i muzyka nie była ustabilizowana. „Ma ona charakter swobodnego recytatywu, dostosowującego się do tekstu i nadążającego za tekstem” (s. 5). Wielu lirników, od których w XIX wieku spisywano teksty dum znanych jest z imienia i nazwiska: Iwan Striczka, Andrij Szut, Iwan Krawczenko, Archyp Nykonenko – to tylko niektórzy z tych, których imiona się zachowały dzięki folklorystom.
Tło historyczne, kanwa wydarzeń, wokół których zostały osnute tematy, wątki i motywy dum, to dla najliczniejszej grupy poematów walki z Tatarami i Turkami, przypadające na koniec wieku XV, na wiek XVI i na pierwszą połowę wieku XVII. Dla grupy mniej licznej, ale bardzo pod każdym względem jednorodnej – wojna wyzwoleńcza tocząca się pod wodzą Chmielnickiego połowie XVII wieku. Niektóre dumy są związane z określonymi wydarzeniami historycznymi. Poruszają tematy obyczajowe i etyczne, odzwierciedlają dramaty i konflikty, które wyrastają najczęściej z życia rodzinnego. Mają charakter pouczający i moralizatorski (Kasjan, 2000, s. 8).
Problematykę i artyzm dum (obok innych pieśni ludowych Ukrainy) jako pierwszy w Polsce omówił Michał Grabowski. Uczynił to m.in. w rozprawie O pieśniach ukraińskich zamieszczonej w pierwszym tomie zbioru Literatura i krytyka (Wilno 1837). Jest ona interesująca i równie pouczająca dzisiaj jak wtedy, kiedy została napisana.
Preromantyzm i romantyzm europejski przyczyniły się do odkrycia i nobilitacji folkloru. Śladem Herdera i licznych wydawców ballad angielskich i szkockich ruch folklorystyczny zaczął się również w krajach słowiańskich, przynosząc plon obfity w Serbii, Czechach a także na ziemiach dawnej Rzeczypospolitej. Pieśni Osjana uważane wówczas za autentyk skłaniały do poszukiwań słowiańskiego eposu ludowego. Pierwsi romantycy znudzeni skostniałym normatywizmem poezji klasycznej i przekarmieni zuniformizowaną, elitarną kulturą oświecenia dokonali przewrotu polegającego na rehabilitacji poezji ustnej ludu. Klasycy widzieli w niej tylko niegodny uwagi prymitywizm – romantycy dostrzegli pierwotne źródła twórczości, poezję natury. Grabowski powołuje się na poglądy przyjaciela młodości, Maurycego Mochnackiego, który uważał poezję gminną za relikt pierwotnej Słowiańszczyzny, jako „stanu wyższego uczucia i jaśniejszego widzenia rzeczy” oraz „sympatycznej więzi z przyrodą”. Współczesnej „cywilizacji druku” przeciwstawia „cywilizację uczuć”, którą obok Greków z czasów homerycznych i „szkockich górali” reprezentuje też lud słowiański, w tym zwłaszcza ukraiński. Romantyczne przewartościowanie folkloru zwyciężyło i zmieniło na trwałe gust estetyczny.
Grabowski w swojej rozprawie potrafił ukazać swoiste formy artyzmu pieśni ukraińskich: wzniosłość przejawiającą się w pierwotnym okrucieństwie motywów czerpanych z życia kozackiego, ale i liryzm oparty na obrazowych ekwiwalentach uczuć: „dziewczyna śpiewa, że puszcza kwiat róży na rzekę – że matka poszła z wiadrami po wodę, wyjęła z wody kwiat zwiędły i poznała po tym, że córka jest nieszczęśliwa” (Grabowski, 1837, s. 95). Jeśli chodzi o dumy, w polu widzenia autora Literatury i krytyki pojawiają się utwory najlepsze i najpopularniejsze: Ucieczka trzech braci z Azowa, Iwaś Konowczenko, Fedor Bezrodny i inne. Grabowski nie pomija też pieśni hajdamackich, iście zbójeckich w treści, i dum o walkach Kozaków z Polakami. Żałując więc, że pisarze staropolscy „pogardzili gminną poezją domową, której skarby wtedy jeszcze dostępne dziś dla nas zupełnie zaginęły” krytyk zwraca uwagę, że polska poezja nie wydała eposu ludowego, a te same wydarzenia, o których opowiadały ukraińskie dumy, Samuel ze Skrzypny Twardowski ukazywał w klasycznej poetyce swojej Wojny kozackiej. Na przeszkodzie stanęła wrogość narodów: „w rzeczy samej mógł być wstręt naturalny ku tym pieśniom, krwią naszą przesiąkłym” (Grabowski, 101). Współcześnie jednak – podkreśla – Polacy są bezstronni w ocenie folkloru ukraińskiego.
Liczne oceny Grabowskiego nadal zachowują aktualność. Zasadnicza teza – że dumy są ukraińskim eposem – wspólna jest Grabowskiemu i Kasjanowi. Jak każdy epos dumy ukazują historyczny rodowód narodu – w tym przypadku ukraińskiego – stanowią więc literackie świadectwo jego tożsamości i własnych historycznych korzeni. Tym samym dodają też coś oryginalnego, swoiście ukraińskiego do skarbnicy literatury światowej, nie tylko słowiańskiej. Treść moralna wielu dum ma wydźwięk ogólnoludzki, a ich wartość artystyczna jest niekwestionowana i uniwersalna.
AW
Literatura: J. M. Kasjan, „Na ciche wody”. Ludowy epos Ukrainy, wyd. II, Toruń 2000; M. Grabowski, O pieśniach ukraińskich, w książce: Literatura i krytyka, t. I, Wilno 1837.
Historia literatury polskiej nie należy współcześnie do tematów modnych. Dlatego nasza polityka kulturalna za jedną ze swoich podstaw przyjęła tezę o „końcu paradygmatu romantycznego kultury polskiej”. Jednak nawet ci, którzy jeszcze przed kilku laty podzielali tę opinię, dostrzegają obecnie kryzys humanistyki, gorszą się upadkiem wiedzy historycznej absolwentów szkół, ubolewają, że standardy kultury literackiej wyznaczane są przez tanią rozrywkę. I chociaż nikt nie przeczy utrwalonej prawdzie, że Polacy w XIX wieku przetrwali próbę istnienia bez państwa dzięki sile swojej kultury, a niektórzy pamiętają też, jak znaczącą rolę odgrywała literatura w opozycji demokratycznej i ruchu „Solidarności lat 1977-1989, to przecież dzisiaj prawie nikt nie uważa, że literatura jest siłą poważną, która potrafi wpłynąć na realny bieg spraw tego świata.
To, że kiedyś literatura znaczyła dla Polaków tak wiele, a obecnie znaczy tak mało, wynikać może z zapoznania myśli Maurycego Mochnackiego, że literatura jest samoświadomością zbiorową narodu, który przez nią zdobywa „uznanie samego siebie w swoim jestestwie”. Prawda ta, wraz z opartym na niej paradygmatem kultury ustępuje, w potocznej opinii, przed wyobrażeniami uznawanymi za oczywiste, choć mylnymi. I tak, dziedzictwo literackie i kulturowe, które jest dla nas czymś zastanym, bezrefleksyjnie uważamy za coś niezagrożonego, istniejącego z natury rzeczy, jak przyroda. Jedni wyobrażają sobie przy tym kulturę jak wielkie muzeum starych, cennych przedmiotów, sobie przypisując rolę strażników wystawy (której, niestety, prawie nikt nie zwiedza). Drudzy z kolei traktują literaturę wyłącznie jako pole indywidualnej samorealizacji, lustro dla współczesnych Narcyzów, które istnieje tylko po to, żeby oni mogli się w nim przeglądać.
Tymczasem kultura nie jest ani muzeum, ani lustrem. Jej status – jak nas uczy dziedzictwo naszego Patrona – jest znacznie wyższy. Stanowi ją świat wartości ludzkich, objawionych przez Boga a wydźwigniętych ponad przyrodę twórczym wysiłkiem minionych pokoleń i utrzymywanych dzięki pamięci i osiągnięciom kolejnych generacji. Kultura będąc formą zindywidualizowanego życia umysłowego zarazem jest drogą otwartą ku Transcendencji i rzeczą międzypokoleniowej wspólnoty. Wspólnoty, która stale musi troszczyć się o to, żeby ze szlaków otwartych przez naszych poprzedników mogli skorzystać w przyszłości także nasi następcy.
Fundacja im. Maurycego Mochnackiego kieruje swoje propozycje do wszystkich, którzy przyjmują takie myślenie jako zasadę owocnego działania w życiu artystycznym i umysłowym, w mediach i w edukacji.
Andrzej Waśko
Prezes Fundacji im. Maurycego Mochnackiego
Strona 1 z 2
- start
- Poprzedni artykuł
- 1
- 2
- Następny artykuł
- koniec